M. Kuncewiczowa – „Przymierze z dzieckiem”

„Przymierze z dzieckiem” powstało w czasach kiedy o macierzyństwie wypowiadali się głównie mężczyźni, mówiący wiele o rozkoszach „stanu błogosławionego”, instynkcie macierzyńskim, wspaniałym doświadczeniu jakim jest karmienie piersią  i tak dalej. Samych zainteresowanych nikt o zdanie nie pytał, a one milczały, gdyż powiedzenie prawdy wymagało ogromnej odwagi i siły do stawienia czoła ostracyzmowi społecznemu.

Tę siłę jako pierwsza w Polsce pokazała Maria Kuncewiczowa, która swoje doświadczenia kobiety w ciąży i młodej matki przelała na papier i nie wahała się ich opublikować.  Bardzo osobiste opowiadanie „Przymierze z dzieckiem”, w którym Kuncewiczowa neguje wrodzonej miłości do oczekiwanego dziecka wywołało skandal, nie tylko ze względu na głoszone poglądy, ale także dlatego, że aspekt ciąży i jej fizjologii, opis porodu był nadal tematem tabu. Co gorsza Kuncewiczowa stara się obalić pogląd, że kobieta jest przeznaczona do rodzenia dzieci, co jest nie do pomyślenia w pomajowej Polsce.

Bohaterką opowiadania jest Teresa, dosyć płytka kobietka typowa dla tamtych czasów – znudzona mężem, biegająca z dansingu do kawiarni, z kawiarni na tenis. W tym wszystkim wciąż jest skupiona na sobie – swoim wyglądzie, figurze.  Zajście w ciążę jest dla tej głupiutkiej, ale świadomej swoich marzeń i pragnień kobiety katastrofą, czymś zupełnie niezamierzonym i niechcianym. Teresa nie dostaje zastrzyku hormonów nie czuje instynktu macierzyńskiego, wprost przeciwnie –  czuje, że od momentu gdy zaszła w ciążę ktoś inny rządzi  jej życiem. Do końca ciąży uczucie się to nie zmienia, a zbliżający się poród nie wydaje się jej jakimś mistycznym przeżyciem, jest po prostu zmęczona.

Jeszcze gorszym przeżyciem niż ciąża, którą znosi stosunkowo dobrze, jest dla Teresy poród. W czasach kiedy cesarskie cięcie wydawało się mrzonką senną kobieta nie miała innego wyjścia jak tylko rodzić siłami natury. Bardziej niż z powodu bólu Teresa cierpi z powodu niezrozumienia. Bezduszne pielęgniarki, lekarz obojętnie asystujący porodowi i wysiłek, którego wciąż od niej wymagano, nie dając chwili odpoczynku – to wszystko jest ponad jej siły i tak . Poród przedstawiony jako męka i walka musiał silnie godzić w ówczesną obyczajowość, w której nie poruszano otwarcie takich tematów. Wydawać by się mogło, że dzieci faktycznie przynoszą bociany. Dodatkowym źródłem konfliktu może być wykształcenie Teresy, jej obycie, przynależność do świata wysokiej kultury, tego co nazwalibyśmy „warszawką”.  W ciężarnej kobiecie, w rodzącej nie ma nic podmiotowego, indywidualnego, wyjątkowego. Teresa z osoby wyjątkowej, cieszącej się powodzeniem staje się samicą ssaka, której funkcje biologiczne całkowicie podporządkowane są potrzebom młodych.Teresa nie może pogodzić się z tym, że jej ciało nie należy dłużej tylko do niej:

„Piersi ciążyły i rozpierały stanik. Prześliczne piersi, stokrotki wdzięczne – tak upragnione oczom i ustom mężczyzny, tak beztroskie – piersi Teresy stały się łupem ssaka. Wiadomo było, że kiedy wrzask z kosza bucha szczególnie natarczywy, trzeba ująć w dłonie różowe czarki i pozwolić wargom żarłoka, by niezdarnie szarpały to, co nie zaznało innego dotknięcia prócz pieszczoty. Zresztą nowe to już były piersi – nie te sny opalowe, ledwie znaczne wśród falistości ramion; raczej krzyczące magnolie, nalane pychą i mlekiem.”

Teresa boleje nad tym, że nie jest już kobietą, jest żywicielką ssaka. Ów tak wychwalany przez męskich piewców macierzyństwa rytuał karmienia piersią nie jest ani niczym wyjątkowym ani niczym pięknym, to tylko fizjologia.

Znamienne jest to, że przez pierwszych kilka miesięcy dziecko nie posiada nawet imienia. Jest „strzygą, „krzykiem”, „wrzaskiem”, „głosem z kosza”. Teresa czuje się uwiazana do dziecka, krótkie chwile przyjemności kończą się zawsze tak samo – przy strzydze, ssaku. Dopiero z czasem dziecko zaczyna się uczłowieczać w oczach Teresy, ale początek pojednania, nawiązywania przymierza z dzieckiem, rozpoczyna się dopiero wówczas gdy zostaje przerwana niewidoczna pępowina, pętająca Terese, zmuszająca ją do bezustannego przebywania z nim. Dopiero wówczas gdy dziecko nie domaga się jej bezustannej uwagi, gdy ciało Teresy wraca do dawnych kształtów, sprzed czasów gdy rządziło nim inne życie, Teresa zaczyna akceptować swoje macierzyństwo. Na ile jest to przymierze z dzieckiem a na ile z samą sobą ? Trudno powiedzieć, ale z całą pewnością akceptacja siebie, swojego wyglądu odegrało tu niebagatelną rolę, co jest wyraźnie podkreślone w opowiadaniu:

„Minęło wreszcie u Teresy uczucie organicznego związania z tworem fatygującym jak narośl na mózgu. Znowu poczuła się człowiekiem. Nie była jeszcze piękną kobietą sprzed dwóch lat, ale przestała przynajmniej być karmiącą samicą. Między nią a dzieckiem wytworzyła się pewna, na razie płytka – jednak już obiecująca perspektywa. „

Dzisiaj wielu czytających to opowiadanie, szczególnie o bardziej konserwatywnych poglądach, mogłoby powiedzieć, że nie ma tu żadnego głębszego problemu, że to zwyczajna egoistka, dla której ważniejszy jest wygląd zewnętrzny niż dziecko. Być może, ale czy przez sam fakt bycia kobietą nie możemy pozwolić sobie na odrobinę egoizmu? Czy sam fakt bycia kobietą musi implikować posiadanie instynktu macierzyńskiego, bezwzględnego altruizmu i uległości wobec konwenansów? W końcu ilu mężczyzn dobrowolnie zgłaszało się do odbycia służby wojskowej, która oznacza wyrwanie z życiorysu wielu długich miesięcy, a przecież żaden rozkaz nie powoduje trwających 42 tygodni konsekwencji. Zawsze jest czas na sen, przepustka… Od bycia w ciąży nie ma przepustek. Nie możesz zostawić brzucha i wymiotów na kilka dni, aby zdać trudny egzamin albo przebyć w spokoju drogę z punktu A do punktu B.Kobieta w ciąży nie przestaje być kobietą, człowiekiem, nie przestaje mieć marzeń, dążeń, nie traci na 9 miesięcy charakteru, nie wyłącza siebie. I ma prawo tak do zwątpienia, jak i do troszczenia się o własny wygląd. I nie czyni to jej ani potworem ani złą matką. To tylko i aż bycie człowiekiem.

I jest to co powinniśmy mówić głośno i wyraźnie, by każda kobieta mogła bez wyrzutów sumienia i ostracyzmu ze strony społeczeństwa zawrzeć swoje własne przymierze i ze sobą i z dzieckiem.

1 Responses to M. Kuncewiczowa – „Przymierze z dzieckiem”

  1. bałtyk pisze:

    Please let me know if you’re looking for a writer for your weblog.
    You have some really great articles and I think I would be a good
    asset. If you ever want to take some of the load off,
    I’d love to write some articles for your blog in exchange for
    a link back to mine. Please shoot me an e-mail if interested.

    Cheers!

Dodaj komentarz