Raport o stanie prasy polskiej

19 listopada, 2010

Różne nieważne komisje sejmowe przygotowują, co i rusz swoje raporty, nie będę więc gorsza. Szkoda jedynie, że słowo raport, które kiedyś kojarzyło się ze sprawozdaniem, relacją, w najgorszym wypadku raportem policyjnym, teraz kojarzy się tylko z niemiłościwie nam panującymi posłami, wciąż piszącymi „raporty”,  w których zawierają głównie sugestie, supozycje i insynuacje.

Dziwnym trafem wpadły mi w ręce gazety, których normalnie nie kupuję,  zgarnęłam je tylko po to, aby mieć lekturę w czasie choroby. Miałam pecha, bo trafiłam na „Wprost” zwykle nudne jak flaki z olejem, „Nie”, bo ma niewygodny format i „Polityka”. Uzupełniając to „Angorą”, którą kupuję średnio raz w miesiącu, to w sumie niezły przekrój przez naszą prasę. Dzienników nie kupuję, bo nie pamięci do takich drobiazgów, ponadto w „Wyborczej” nie ma ostatnio fajnych dodatków, a „Rzeczpospolita” jest zbyt duża. „Nasz dziennik” czasem podrzucą za darmo na klatkę, ale starsze obywatelki zgarniają cały nakład. Ogrzewanie mamy centralne w piecu zatem nie palą, o suszenie znaczków ich nie podejrzewam, więc co one z tym robią ?

Jako pierwsze jak byka za rogi złapałam „Nie”. Zdaję sobie oczywiście sprawę kim jest pan, który tenże periodyk założył, ale to nie ja zasiliłam jego kabzę, oddałam się zatem lekturze bez uprzedzeń. Frajdę miałam tym większą, że pierwszy raz w życiu czytałam gazetę, o której lekturę (na zmianę z „Wyborczą”) bezustannie posądzana jestem na forach, gdy tylko próbuję odbóstwić PiS i Kościół. Ubawiłam się setnie czytając relację z „pielgrzymki” do grobu prezydenckiej pary i uzasadnienie, dlaczego w sejmie na etacie zamiast Komisji Etyki powinny być przedszkolanki. Gdyby redaktorzy założyli własne pismo, nie związane z panem U., to miałoby sporą poczytność.  Mogłoby być takim pisanym „Szkłem kontaktowym” albo „Teraz my!”.Więcej tego nie kupię, ale mnie się podobało.

A skoro już wywołałam „Teraz my!” to weźmy na tapetę „Wprost”. Pismo, któremu przykurzony prestiż  Lisa nie pomógł, a kilku niezłych dziennikarzy próbuje ruszyć z posad. Tylko co można zrobić jeśli dowcipna rubryka polityczna Siekielskiego sąsiaduje z „Tygodniem Kultury Polskiej” Żulczyka.  Szumna nazwa i nic więcej, kultury tam bowiem nie da się znaleźć nawet przez lupę. Ani teatru, ani wystawy, no niech im by nawet uszła super premiera kinowa. Nie. Pan Żulczyk z zapałem relacjonuje co „Vivie” powiedziała Weronika Marczyk-już nie Pazura, podobne wyznania Niklińskiej dla „Imperium” oraz co Piróg myśli o Ziemkiewiczu a Pyrkosz o Fitkau-Perepeczko. W ogóle „Wprost” wyraźnie cierpi na niemoc twórczą, bo można tam głównie przeczytać, co można przeczytać, gdzie indziej. Tomy akt smoleńskich można poczytać, co pisze „Nasz Dziennik” i „Gazeta Polska” o katastrofie pod Smoleńskiem też się znajdzie. A oprócz tego z 10 stron o pogrzebie Tego-Posła-Zastrzelonego-w-Łodzi-Którego-Nazwiska-Nikt-Nie-Pamięta.  Bieda z nędzą, jak polsko- ukraińskie maskotki na Euro 2012.

„Angora” ma lepsze i gorsze momenty. Rubryki stałe o języku polskim ratują je w  moich oczach, ale poza tym bywa różnie. Generalnie z numeru na numer coraz mniej mi się podoba. Poza tym tak mało różni się od „Polityki” albo „Newsweeka”, że w zasadzie nie ma różnicy co wrzucę do koszyka. Nawet temat tygodnia się często powtarza.Ciekawych felietonów jak na lekarstwo i w zasadzie wszystkie nadają się wyłącznie do poczytania w – za przeproszeniem- miejscu odosobnienia.

I tak się skończyła próba zabicia nudy na zwolnieniu lekarskim za pomocą prasy. Nie wymawiając, już Harry Potter, po którego sięgnęłam parę lat temu w desperacji był lepszy. Tak więc chyba zrezygnuję z kolejnych prób i sobie poczytam Sapka, albo cokolwiek, byle nie gazetę.